Dzikie Serengeti - recenzja

Avatar

BrodatyBoardgames

02 listopada 2022

article_image

Słodkie meepelki, które będziemy musieli odpowiednio układać na planszy. To musiało się udać, prawda? Zapraszam was na recenzję lekko przydługawej gry z bardzo ruchliwymi zwierzętami.

Dzikie Serengeti zabierze nas do krainy, w której żyją piękne meepelkowate, afrykańskie zwierzątka. Zobaczymy tu m.in. lwy, nosorożce, słonie oraz antylopy. Naszym zadaniem będzie cykanie jak największej liczby zdjęć zwierząt by zdobyć punkty. Każdy z graczy będzie starał się jak najlepiej to wszystko wykadrować by po 6 rundach stać się specjalistą wśród specjalistów.

Do tego zadania wykorzystamy nasze kamery, które będą skakały z pola na pole. Dzięki nim ściągniemy nowe zwierzęta, trochę je poprzestawiamy oraz dobierzemy nowe karty kadrów.

Kadry

By zrealizować nasze kadry musimy spełnić wymagany układ zwierząt. Czasami muszą być ułożone w linii jakby tańczyło kongo. W innym przypadku muszą stać na jakimś terenie, a niekiedy wystarczy, że znajdują się obok siebie.

W dowolnym momencie naszej tury możemy krzyknąć Toto i pokazać innym graczom, że zrealizowaliśmy ten kadr. Nagrodą będą punkty, roślinki, banany, lajki oraz jakieś inne bajery, które dostaniemy w przyszłych rundach.

Wiadomo, punkciki to każdy chętnie przyjmie. Jednak, gdy nagrodą są banany to chyba jest to jakiś żart. Małpa by się oczywiście ucieszyła, ale w żaden w sposób nie przybliży mnie to do otrzymania tytułu najszybszej kamery na zachodzie.

Z tych bonusów skorzystamy dopiero kiedy będziemy mieli więcej kadrów, które dają za to nagrody. Biorąc pod uwagę, że mamy 168 kadrów, 3 różne symbole zestawów, pełno innych dotyczących czegoś zupełnie innego to w ogóle może to nie nastąpić. Tylko 22 karty zapewniają punktacje za zebrane sety. Hiena śmiała mi się prosto w twarz za każdym razem kiedy zebrałem pełno roślin, które dały mi okrągłe zero punktów na koniec gry.

Ruchliwe zwierzęta

Zwierzęta potrafią tak szybko zmieniać swoje miejsce, że nie jesteśmy w stanie spełnić naszych kadrów. Każdy z nas ma tylko jedną akcję do wykonania co z reguły daje nam możliwość przemieszczenia lub ustawienia jednego zwierzątka. Kolejny gracz może nam całkowicie zepsuć nasze plany. Przez cały czas czuję, że nie jestem w stanie kontrolować tego co się dzieje na planszy.

Im więcej graczy brało udział w rozgrywce tym większy chaos zaczynał panować w Serengeti. Bo kiedy przyszła moja kolej to musiałem wszystko od nowa rozstawiać. Powodowało to spory paraliż decyzyjny, który znacznie przeciągał nasze tury.

Zwierzęta możemy też poruszyć darmową akcją za pomocą mięska. Jednak w czasie rozgrywki zdobędziemy jego znikomą liczbę. Bo musimy zbierać odpowiednie kadry, które je wyprodukują. Szkoda, że jest ich tak mało. Miało to trochę taki przedsmak powstawania jakiegoś małego silniczka.

Specjaliści

Kiedy mamy już podstawową rozgrywkę za sobą to możemy się wcielić w jednego z 14 specjalistów. Zostali podzieleni na 4 poziomy skomplikowania. Wprowadzają oni taką fajną asymetryczność do rozgrywki. Bo niektórzy zapewniają coś na początek, a część z nich daje nam dodatkową punktację na koniec gry. Niestety ci co sypią punktami znowu sprowadzają się do zbierania setów symboli. Czyli czegoś nad czym nie jesteśmy w stanie zapanować. Bo mimo, iż możemy często wymieniać karty kadrów to niepotrzebnie tracimy na to czas.

Czuć ten brak balansu pomiędzy nimi. Wielokrotnie bywały rozgrywki, w których ani razu nie skorzystałem z mojej zdolności. Było to dość frustrujące.

Czas rozgrywki

Gry z układaniem zwierząt powinny być szybkie niczym gepard. To raczej takie przyjemne fillerki, które pozwalają nam się uspokoić po rzuceniu mięsem w moich ulubionych grach area control.

Dzikie Serengeti to 6 rund ślimaczej rozgrywki, które ciągną się niczym ser na pizzy. Już wcześniej wspominałem cały ten paraliż decyzyjny z przestawieniem zwierząt. To jeszcze w przyszłych rundach będziemy mieli więcej akcji do wykonania. W rundach 4, 5 i 6 część zwierząt ucieknie z planszy. Będziemy mieli też możliwość zakupu nowych kart z rynku. Mogą nam np. pasować do układu, które jest już na planszy. Powoduje to, że nasze oczko będzie cały czas zerkać w różne strony. Możemy się nawet nabawić rybiego zeza.

Rozgrywki na dwie osoby potrafiły trwać prawie 2 godziny. Jak graliśmy w czwórkę to krzyczeliśmy dosyć już pod 3 rundzie.

Czy da się to wszystko naprawić?

Moim zdaniem jest na to bardzo prosty sposób. Po pierwsze skróciliśmy naszą rozgrywkę pomijając 3 i 5 rundę. Po drugie, zwiększyliśmy liczbę akcji jaką możemy wykonać w turze do dwóch. Dzięki temu gra stała się przyjemniejsza i szybsza. Dopiero wtedy ten kotek ma prawo wylądować na moim stole.

Grafika, komponenty i ta wielka skała

Meepelki są słodkie i po prostu cudownie prezentują się na planszy. Szczególnie w późniejszych etapach gry, gdy zrobi się tłoczno przy wodopoju. Mapa Serengeti jest dwustronna z innym układem pól oraz terenów. Przed każdą rozgrywką musimy złożyć tę wielką skałę, która nie mieści się do naszego pudełka. Jakbym gdzieś coś takiego podobnego już widział. Flashback z lasu. Reszta komponentów porządna, gruba i jak najbardziej daje radę. Tylko po co mi ten cały pasek do zbierania kadrów?

Podsumowanie

Dzikie Serengeti mogłoby być świetną grą. Miała dosłownie wszystko co powinno się spodobać dużym i małym graczom. Jednak jej minusy są tak spore, że nie jestem w stanie jej nikomu polecić. Po tych kilku rozgrywkach byłem tak zmęczony, że musiałem zagrać kilka razy w Kaskadię, Ekosystem oraz Kohaku by znowu mieć chęć na gry ze zwierzętami. Dzikie Serengeti to niewykorzystany potencjał oprawiony w przepiękną oprawkę.

Współpraca reklamowa z Galakta Games

 


Komentarze (0)

Zaloguj się , aby móc dodać komentarz do artykułu