Ahoy - recenzja

Avatar

BrodatyBoardgames

23 listopada 2022

article_image

Zapraszam was na piracką przygodę, w której 2 graczy będzie walczyło o dominację nad wyspami, a pozostałych 2 będzie grało w inną grę doręczając towary. Znowu czeka nas asymetryczna rozgrywka z różnymi frakcjami. Czy Ahoy to taka lżejsza wersja Roota?

Kości i kości

Czeka nas podróżowanie, odkrywanie nowych wysp, zdobywanie złota, rekrutowanie nowych członków załogi oraz to co najważniejsze, czyli strzelanie z dział do przeciwników. Mamy bardzo dużo opcji do wyboru i to mi się podoba. Wszystkie akcje będziemy wykonywać za pomocą kości. Każda frakcja dostanie ich 4, a rekiny jako jedyne dostaną 1 dodatkową. Na początku każdej rundy rzucimy nimi licząc na odpowiedni wyniki. Będziemy mogli wydać złoto by obniżyć wynik na kości lub go podwyższyć. W naszej turze musimy użyć dwóch kości co oznacza to, że rekiny będą zawsze kończyć każdą rundę.

Kiedy już wszyscy wykonali swoje manewry to sprawdzimy przewagę w regionach zdobywając punkty według wartości sławy na niebieskich kościach. Gdy któryś z graczy zdobędzie 30 punktów to uruchomi koniec gry. Zdobywca największej sławy zdecydowanie nie będzie żadnym mięczakiem.

Eksploracja

W pirackiej grze oczywiście nie mogło zabraknąć eksploracji. Rozgrywkę zaczniemy z dwoma odkrytymi regionami. Wypłynięcie poza krawędź jakiegoś kafla sprawi, że dołożymy nowy teren. Mamy praktycznie całkowitą swobodę w ich umieszczeniu. Musimy tylko pamiętać by dwie wyspy nie leżały obok siebie. Uwielbiam gdy gra posiada modularna planszę lub taką, którą sami musimy zbudować.

Na każdym kaflu regionu jest wyspa oraz różne specjalne pola. Dzięki nim możemy przebyć większy dystans. Potrafią nas też uchronić przed konfliktem lub naprawić nasz statek. Uważajmy na wodne śmieci, które zadadzą obrażenia naszemu statkowi. Każdy z graczy będzie mógł też skorzystać z akcji tailwind by teleportować się na pole zgodnie z umieszczoną kością. W Ahoy nie grozi nam marnowanie akcji by tylko się poruszać. Dlatego w tej grze eksploracja jest bardzo dynamiczna.

Walka

Walka też odbywa się za pomocą kości. By ją wywołać musimy wpłynąć na pole z aktywnymi armatami obrońcy lub samemu takie posiadać. Wymaga to umieszczenia kości w miejscu dział. Każdy z nas rzuci jedną kością, a zwycięzcą będzie osoba z wyższym wynikiem. Możemy też obniżyć wartość naszych armat by dodać coś do ostatecznego wyniku.

Bitwy są bardzo losowe. Jednak możemy się na nie odpowiednio przygotować. Bo czasami warto kogoś zaskoczyć odwiedzinami z naładowanymi armatami. Ahoy premiuje walkę. To nie jest taka gra area control, w której będziemy się snuć po planszy i szukać dnia wczorajszego. Zdolność teleportacji naszych statków jeszcze bardziej nam w tym pomaga. Nasze dwa walczące ugrupowanie cały czas będą strzelać, bo bez tego praktycznie nie ma szansy na wygraną. Nawet przemytnicy dostaną nagrodę za walkę. Każda frakcja posiada inne nagrody z bitew. Obrażenia jakie będziemy zadawać pozwolą nam zakryć miejsce dla kości na statku przeciwnika. Dzięki temu możemy kogoś nieźle ograniczyć z akcjami. Wtedy już tylko czeka go naprawa.

Załoga

Mamy aż 28 różnych członków załogi, którzy mogą do nas dołączyć. Zaoferują nam różne pasywne zdolności lub będą wymagały użycia naszych kości. Dzięki nim będziemy mogli m. in zadać obrażenia bez walki, uniknąć kary za wpłynięcia na pole wraków lub dodatkowo się przemieścić. Potrafią naprawdę fajnie modyfikować naszą rozgrywkę, a czasami nawet stworzymy takie małe combosy. Niestety jest też kilku załogantów, których uważam za zbyt miękkich na tę piracką przygodę.

Frakcje

Rekiny są praktycznie zawsze gotowe do bitwy, a ich płetwy pomagają w eksploracji. Posiadają też jedną dodatkową kość, która potrafi zmienić przebieg całej rundy.

Mięczaki mają dużo kamratów na Facebooku. Lubią rozprzestrzeniać się na wyspach i trochę pasożytują odkrywanie nowych lądów przez innych graczy. Jako jedyni posiadają karty. Niektóre z nich potrafią być nieźle przegięte. Jak np. karta niwelująca całkowicie walkę. Wcale nie są mięczakami i już wielokrotnie udowodnili swoją siłę.

Przemytnicy dysponują jednym statkiem, którym rozwożą różne towary. Można by powiedzieć, że praktycznie są takimi morskimi kurierami. Jednak też potrafią pokazać pazur swojej armaty. Za doręczanie towaru będą dostawali sławę oraz nagrodę. Dzięki nagrodom nasza biała kość bonusów będzie cały czas wędrować po tym sześcianie. Czarna kość wskoczy w miejscu białej ograniczając nam robienie pętli. Przemytnicy będą też kusić innych graczy zwiększając poziom sławy w regionie, w którymi doręczyli towar. Następnie będą musieli w tajemnicy obstawić kto na koniec gry będzie kontrolował ten teren. Z wielką mocą wiąże się wiele odpowiedzialności.

Syndrom Roota

W Ahoy czuć tu rootowatość. Mimo, iż próg wejścia został delikatnie obniżony to i tak na początku rozgrywki trzeba krok po kroku wytłumaczyć do czego nasze frakcje są zdolne. Musimy też uświadomić innym graczom, że to praktycznie dwie różne rozgrywki w jednym. Bo kiedy dwóch graczy załaduje swoje działa to będą grali w grę bitewną pomiędzy mięczakami i rekinami. Dopiero w grze 3 i 4 osobowej dołączają przemytnicy.

Ahoy jako gra dwuosobowa sprawdza się świetnie. Czuję, że te frakcje są wyrównane i każda z nich oferuje mi coś ciekawego. Mięczaki wydawały się dość przekokszone na początku, ale szybkie zwiedzanie płetwami oraz pacyfikacja armatami sprawiała, że do samego końca ciężko było określić kto wygra.

Problem pojawia się przy przemytnikach. Mimo, iż lubią podwójną asymetryczność, którą wprowadzają czyniąc rozgrywkę wielopoziomową. Mam jednak problem z iloma rzeczami muszą się zająć jednocześnie. Bo oni nie tylko bawią się w doręczanie paczek. Też muszą walczyć z innymi graczami oraz obstawiać kto będzie kontrolował dany teren. Nie mogą też za bardzo pomagać tej frakcji by nie przegoniła ich w punktach. Nasza wygrana praktycznie zależy od szczęśliwego doboru towarów. Ciężkie jest życie przemytnika i w sumie nie dziwię się, że Han Solo tak narzekał.

Komponenty i grafika

W pudełku już nie mamy słodkich meepli. Za to dostajemy statki, żetony oraz świetne ilustracje na kartach. Bardzo podoba mi się styl Kyle Ferrina. Po raz kolejny udowadnia, że takie niewinne zwierzątka potrafią być krwawymi zabójcami. Nasze planszetki statków są grube i posiadają wyżłobienia na kości co sprawia, że nie czeka nas przypadkowe zresetowanie rozgrywki. Do tego dostajemy jeszcze insert, który zadba o porządek oraz szybkie rozłożenie Ahoy.

Podsumowanie

W Ahoy od samego początku czuć było asymetryczność. Przez wielu jest nazywany lightowym Rootem i w sumie to prawda. Próg wejścia jest zdecydowanie niższy, ale i tak czeka nas kilka rozgrywek byśmy przyzwyczaili się do tego co dzieje się na tych agresywnych wodach.

Ahoy to była dla mnie miłość od pierwszego dołożenia kafla regionu. Szukałem szybkiej gry area control z asymetrycznymi frakcjami w której będę eksplorował, walczył i do tego będzie jeszcze dobrze działała na dwie osoby. Każda rozgrywka była dla mnie ekscytująca i nawet jeżeli przemytnikiem grało się trochę ciężej to nadal chce doręczać tę grę na mój stół. Ahoy!!!

 


Komentarze (0)

Zaloguj się , aby móc dodać komentarz do artykułu