Tindaya - recenzja

Avatar

BrodatyBoardgames

20 kwietnia 2022

article_image

Jest to gra kooperacyjna z elementami euro, w której wcielamy się w jedno z plemion na Wyspach Kanaryjskich i staramy się przetrwać 3 ery. Po drodze będziemy składać ofiary bogom, unikać wulkanów oraz walczyć z konkwistadorami. Czy uda nam się przetrwać? Czy było warto jechać na takie wakacje allinclusive?

Gra oferuje nam kilka trybów rozgrywki, a nawet opcje rozegrania mini kampanii. Dla każdego trybu obowiązują trochę inne zasady, ale wpierw skupię się na podstawowych aspektach gry, aby później przejść do tych ciekawszych.

Przygotowanie do gry

Przed przystąpieniem do rozgrywki musimy ułożyć mapę, ustawić poziom trudności, wybrać plemię, złożyć naszą górę i wykonać wiele innych rzeczy. Wszystkie te czynniki oczywiście są zależne od tego ilu graczy bierze udział w rozgrywce i od tego jaki tryb wybraliśmy. Nie ukrywam, że jest to dosyć czasochłonny proces więc polecam w międzyczasie puścić sobie jakiś podcast lub obejrzeć film na YouTubie. np taki gramywplanszówki.pl. Kiedy rozłożenie mamy za sobą jesteśmy gotowi do gry.

Rozgrywka

Nasza rozgrywka będzie trwała 3 ery, a w każdej z nich rozgramy kilka faz. Oczywiście naszą wędrówkę możemy zakończyć wcześniej, ale to będzie znaczyło, że wszyscy ponieśliśmy porażkę. Nie ważne na jaki tryb się zdecydowaliśmy. Jeżeli choć jedna osoba nie spełni choć jednego warunku przetrwania wówczas wszyscy przegrywamy.

Faza planowania strategicznego

To w tej fazie będziemy sprawdzać jakich darów nasi bogowie wymagają, gdzie uderzą katastrofy i sprawdzimy gdzie przybędą konkwistadorzy. Na podstawie tych wszystkich informacji będziemy starali się ułożyć plan działania i rozdysponować zadania pomiędzy wszystkich graczy.

Faza akcji

W grze będziemy mogli m.in. rozwijać nasze plemię, budować nowe osady, podróżować drogą lądową i morską, walczyć z kolonizatorami, produkować zasoby, handlować między sobą, składać hołd bogom. Czyli mnóstwo możliwości… których nie będziemy w stanie wykonać w 100%.

W naszej turze będziemy mogli wykonać 1 lub 2 akcje. Możemy też spasować, ale wtedy nie będziemy nic robić do końca ery. Wszystkie nasze zagrania będziemy wykonywać za pomocą drewnianych kosteczek i walców, które dostaniemy na początku gry. To, jakiego elementu użyjemy do oznaczenia naszej akcji ma oczywiście ogromne znaczenie. Wspomniana drewniana kosteczka pozwala nam przeprowadzić daną akcje raz i na końcu każdej ery wróci do nas. Natomiast nasz walec to podwójna akcja, ale na koniec ery będziemy musieli go usunąć z gry.

Faza końca ery albo jak ja to nazywam pieszczotliwie faza zagłady

W tej fazie będziemy rozpatrywać 9 etapów przetrwania. Czyli długi proces, który nam powie czy gramy dalej czy musimy schować grę do pudełka. Podczas tego etapu sprawdzimy czy zadowoliliśmy bogów, rozpatrzymy katastrofy, wyżywimy, rozwiniemy i rozmnożymy nasze plemię oraz sprawdzimy kto marnuje najwięcej jedzenia. Wszystkie te czynniki oczywiście będą miały wpływ na dalszą rozgrywkę.

Kiedy przejdziemy przez wszystkie fazy i przetrwamy wówczas przechodzimy do kolejnej ery. Po 3 erze w zależności od tego jaki tryb rozgrywki wybraliśmy następuje podsumowanie.

Wrażenia

Przedstawiłem wam w skrócie jak wygląda rozgrywka a teraz skupię na jej aspektach i omówię rzeczy, które mi się podobały, a które sprawiły, że miałem ochotę wskoczyć do wulkanu.

Pustynia, ale z klimatem

Mimo iż dostałem kopię recenzencką to gra zachwyciła mnie swoim wyglądem, wykonaniem i klimatem. Komponenty są bardzo dobre jakościowe i jest tego po prostu mnóstwo. Kózki, świnki, walce, kosteczki, mury, meeple, kafle, hexy, okrągłe płytki, karty i jeszcze ta piękna góra Tindaya, którą przed każdą rozgrywką musimy złożyć. Jednak całe szczęście jest do tego instrukcja, o której oczywiście od samego początku wiedziałem, a nie spędziłem 5 minut próbując jakoś to wszystko do siebie dopasować. Jak już wcześniej wspominałem, gra jest bardzo klimatyczna i widać to już po otwarciu instrukcji. Z niej dowiemy się o plemionach jakie zamieszkiwały wyspę i o jej bogach. Jestem tym wszystkim po prostu zachwycony.

Ułóż to sam, nie zamieniaj wyspy w twardy kamień

Uwielbiam modularne plansze w grach planszowych, bo to pozwala mi testować różne ułożenia i daje taki powiew świeżości za każdym razem kiedy gram. Przed przystąpieniem do rozgrywki musimy ułożyć mapę w zależności od tego ilu graczy bierze udział w rozgrywce. Każdy element mapy jest dwustronny i różni się tylko bliskością wulkanów. Im wulkany są bliżej tym bardziej będziemy podatni na różne katastrofy. Kiedy ułożymy już naszą planszę na górze kładziemy hexy złożone z zatok, lasów i gór. Musimy ułożyć 8 wysp, który nie będą stykały się ze sobą i na każdej wyspie musi być przynajmniej jeden element z każdego rodzaju. Następnie na to kładziemy tokeny surowców i każdy gracz po kolei umieszcza dwie swoje osady i swoich początkowych mieszkańców. Jak widzicie czeka nas sporo pracy, ale po zakończeniu wszystkiego możemy poczuć się jak prawdziwy bóg.

Planszetki gracza służą nam jako magazyny kostek i zasobów. Informują również dostępnych technologiach oraz możliwych technologiach do odkrycia. W otrzymanej wersji recenzenckiej planszetki posiadały wgłębienia dzięki którym panował porządek na stole. Niestety, te w zwykłej wersji będą płaskie więc szykujmy się na nurkowanie pod stołem i kanapą w poszukiwaniu zaginionych skarbów.

Mikro zasady, a makro możliwości

Rozgrywka sama w sobie nie jest skomplikowana. Tylko potrafi przytłaczać nas masą takich mikro zasad.

Szczególnie dotyczy to akcji eksploracji, która nie tylko zapewnia ruch, ale też pozwala wykonać akcje z pola gdzie stoją nasze jednostki. Nagle się okaże, że jesteśmy w stanie wymienić towary, złożyć hołd bogom, zbudować osadę itp. Oczywiście, musimy przestrzegać wielu zasad, bo np. wodzem można zrobić konkretne czynności, a zwykłym tubylcem nie i na odwrót. Jeżeli gramy z osobą, która ogarnia grę to nie musimy się o to martwić. Bez problemu przeprowadzi nas przez wszystkie etapy i fazy. Czasami oczywiście powie nam, że czegoś nie możemy zrobić, bo istnieje taka mała zasada, o której zapomnieliśmy pomimo szczegółowego godzinnego (!) tłumaczenia rozgrywki.

Plemiona

W grze występuje 9 plemion. Różnią się nie tylko startowymi zasobami, ale także specjalną zdolnością. Z reguły jest to jakaś zniżka do surowców lub dodatkowa produkcja. Jednak moim zdaniem są dwa plemiona, które posiadają bardzo silne zdolności. Pierwszym jest Tihuya, które co erę dostaje idola, czyli bardzo silną kartę ze specjalnymi mocami. Drugim jest Ecero, które zawsze dostaje dodatkowy obsydian podczas zbierania tego surowca. Praktycznie w każdej rozgrywce chciałbym widzieć te dwa plemiona, bo ich zdolności są po prostu OP (określenie na zbyt silne w żargonie boomerskim).

Kapryśni bogowie i ich katastrofy czyli… „ale wybuch, ale to było dobre”.

Na początku każdej ery sprawdzamy, które wysypy zostaną obrane za cel ich gniewu oraz jakie wydarzenia na nas ześlą. Moneiba bogini morza kocha tsunami i wszystkie katastrofy związane z wodą. Acoran bóg ziemi nie lubi kiedy jedzenie się marnuje i jest odpowiedzialny za pożary, susze i wybuchy wulkanów. Obydwoje są bardzo kapryśni i tak naprawdę obojętnie co byśmy zrobili to i tak spotkamy się z ich gniewem. Im poziom gniewu będzie wyższy tym większy obszar obejmą ich katastrofy. By zmniejszyć ich poziom gniewu będziemy dowozić im jedzenie do wulkanu. Czyli zamienimy się w takiego kuriera, który nie dostanie napiwku.

Same katastrofy nie tylko będą zabijać naszych mieszkańców, ale będą też terraformować wyspę. Tak, czyli coś, co lubię najbardziej w Terraformacji Marsa. Tsunami zatopi część terenów wokół siebie, których kafelki będziemy usuwać z gry. Wulkan spowoduje, że ziemia zamieni się w kamień i zapewni dodatkowe źródło obsydianu i kamienia.

Oprócz gniewu bogów czekają na nas też źli konkwistadorzy. Na początku zaczynają z jedną osadą i w trakcie rozgrywki będą przybywać nowi, a jeszcze mogą się rozmnożyć. Są kolejnym czynnikiem, który może nam szybko zakończyć rozgrywkę. Ponieważ pod koniec każdej ery będziemy sprawdzać tabelę i jeżeli przekroczą daną wartość to przegrywamy. Samo obliczanie tego może nie jest takie męczące, bo musimy dodać wszystkie nasze meeple na plaszy, ale wolałbym gdyby to było bardziej uproszczone czyli np. jakaś stała wartość.

Kooperacja czy Rywalizacja?

Przed rozpoczęciem gry musimy wybrać tryb rozgrywki. Mamy do wyboru zwykłą kooperację, kooperacje połączoną z rywalizacją o punkty, tryb solo oraz tryb zdrajcy. W te dwa ostatnie niestety nie udało mi się zagrać, bo już po prostu zabrakło mi czasu. Natomiast moim ulubieńcem stał się tryb rywalizacyjny. To tutaj rozgrywka nabiera rumieńców i sam autor powiedział, że taki był jego główny zamysł dla Tindaya.

Jak gramy w trybie kooperacji to współdziałamy pomiędzy sobą, nawzajem sobie pomagamy i po prostu staramy się przetrwać. Natomiast w trybie rywalizacji robimy praktycznie to samo, ale zaczynamy też walczyć o punkty i staramy się zostać wybrańcami bogów. Zasady wtedy ulegają delikatnej zmianie. Nagle, za niektóre nasze akcje zdobywamy punkty, a za niektóre możemy je stracić. Od teraz każda śmierć mieszkańca, każde zmarnowane jedzenia i każdy zużyty zasób naturalny potrafi dać nam minusowe punkty. Gra zamienia się też w wyścig i już nie jest tak miło jak było wcześniej.

Na naszą punktacje wpłyną też dwie ogólne karty celów oraz każdy z nas będzie też dostawał sekretne cele. Każdy sekretny cel nie zapewni nam punktów, ale da te punkty osobie, która posiada czegoś najwięcej lub najmniej. Ile da tych punktów pewnie się zastanawiacie? W zależności od tego jaki token tam przyporządkujemy. Bo jeszcze będziemy losować znaczniki, które posiadają dodatnie i ujemne wartości. Następnie, będziemy je przyporządkowywać do tych kart i wyniki sprawdzimy dopiero na koniec gry. Czyli np. jeżeli na karcie, która wymaga posiadania największej liczby farm na mapie postawię token „-2”, to tyle dana osoba straci punktów.

Taka miła rozgrywka potrafi się nagle zamienić w plejadę złośliwości i chaosu. Możemy kogoś podpuszczać by budował takie osady np. do spełniania celów bogów i nagle na koniec gry zaserwujemy mu minusowe punkty. Najlepsze jest jednak to, że i tak musimy współpracować by przetrwać. Możemy kraść komuś canoe, przestawić bogów dzięki kartom a nawet niektóre katastrofy usuwać. Jednak i tak nic nie jest w stanie przebić miny Piotra, kiedy zagrałem kartę, która niwelowała atak konkwistadorów i pozbawiła go punktu. Teraz możecie sobie wyobrazić mój złowieszczy śmiech „muahhhaaa”. Polecam zagrać w ten tryb, bo sprawił nam (głównie mi) najwięcej radości.

Regrywalność i liczba graczy

Gra zapewnia tonę regrywalnosci dzięki różnym układom mapy, trybom rozgrywki, poziomowi trudności i jeszcze wielu innym czynnikom. Moim zdaniem oprócz trybu rywalizacji to jest kolejny największy plus Tindaya.

Tindaya pozwala na rozgrywkę od 1 do 4 graczy i moim zdaniem im więcej graczy będzie brało w rozgrywce tym łatwiej będzie nam wymieniać się technologiami, spełniać cele i jest jakoś tak raźniej. Niestety, łatwiej też będzie nam przegrać biorąc pod uwagę lawinę błędów, które możemy popełnić.

Podsumowanie

Tindaya okazała się bardzo rozbudowaną grą kooperacyjną z mnóstwem mikrozasad, o których po prostu często zapominaliśmy. Moim zdaniem to jest największym minusem tego tytułu i przyczynia się do początkowej niechęci do grania. Jednak kiedy przebrnąłem przez 27 stronicową instrukcję, obejrzałem 40 minutowy film na YouTube to byłem gotów stawić czoła bogom wyspy. Gra moim zdaniem posiada fantastyczny klimat. Jest on tak bliski mojemu sercu, ponieważ pracowałem kiedyś na Fuertaventurze i bardzo miło wspominam ten czas. Kupiła mnie swoim wariantem kooperacyjno-rywalizacyjnym, w którym musimy działać razem, ale i tak będziemy sobie nawzajem wbijać szpilę lub kraść canoe. Oprócz tego gra jest bardzo regrywalna i zapewnia nam dosłownie inne ustawienie z każdą rozgrywką. Ja nadaję tej grze tytuł najbardziej klimatycznej w jaką kiedykolwiek grałem. Tylko pomóżcie mi rozłożyć ją ponownie, bo skończyły mi się już podcasty do słuchania.

Planowana premiera: Grudzień 2022

 


Komentarze (0)

Zaloguj się , aby móc dodać komentarz do artykułu