Star Wars: Zewnętrzne Rubieże - recenzja

Avatar

BrodatyBoardgames

12 czerwca 2022

article_image

Zapraszamy was do recenzji symulatora kosmicznego kuriera. Życie kuriera na Zewnętrznych Rubieżach nie należy do najprzyjemniejszych. Już nie chodzi o to ciągłe latanie w lewo czy prawo. Musimy też uważać na wrogie patrole, innych graczy, a co najważniejsze na te pechowe rzuty kośćmi.

Zawsze znajdzie się większa ryba.”

Naszą rozgrywkę musimy zacząć od wyboru postaci. Mamy dostępnych 8 postaci, które różnią się umiejętnościami, statystykami i swoimi osobistymi celami. Każdy bohater zaczyna też w innym miejscu na mapie i dzięki swoim umiejętność wymusza trochę inny styl gry.

Możemy się wcielić mi.n w Hana Solo, Boba Fetta, Lando Calrissiana i tą resztę, którą gdzieś skądś kojarzymy. Moją ulubioną postacią oczywiście jest Boba Fett, ale nie należy on do tych najsilniejszych. Ten zaszczyt przypada moim zdaniem Jyn Erso i Doktor Aphra. Obydwie Panie mają świetnie zdolności, które zawsze się przydają i w miarę łatwy cel osobisty do spełnienia. Najsłabszą postacią naszym zdaniem jest droid asasyn IG-88. Jego zdolność przydawał się tylko w walce, a jego cel osobisty było bardzo ciężko spełnić.

Moc jest we mnie silna, a Ja jestem silny Mocą.”

Każdy z graczy będzie przechodził przez 3 fazy, w których będziemy podróżować, doręczać ładunki oraz uciekinierów zamkniętych w karbonicie, kupować nowy sprzęt i statki, zatrudniać członków załogi, rozpatrywać spotkania, a także walczyć. Czyli mamy masę opcji, które zapewnią, że nie będziemy się nudzić w tym gwiezdnym sandboxie. Wszystko po to by stać się najsławniejszym łowcą nagród i napisać swoje własne przeznaczenie.

To nie jest księżyc. To stacja kosmiczna.”

Gwiezdna mapa jest całkowicie modularna i składa się z 6 modułów. Na każdym z nich są dwie planety oprócz tego jednego z wirem. Możemy praktycznie dowolnie tworzyć naszą galaktykę ważne, aby stworzyła kształt gwiezdnego rogala. Oczywiście wszystko to wpłynie na nasze zadania i ścieżki, które będziemy musieli obrać podróżując. Sam kształt mapy jest unikatowy i podoba mi się to. Jest jakoś tak inaczej, ale przynajmniej pośrodku możemy położyć wszystkie karty. Brakuje mi tylko jakiś teleportów bo czasami ciężko się przemieścić z jednego końca na drugi.

Mam złe przeczucia co do tego.”

Ilustracje, frakcje, statki, postacie i wiele innych rzeczy wpływa na to, że czuje się tą moc i klimat gwiezdnych wojen. Jedynie przyczepiłbym się do plansz graczy. Rozumiem ich zamysł, że miały wyglądać kosmicznie i łączyć wszystkie elementy ze sobą. Jednak są one delikatnie wypukłe i sprawiają, że lubią się obracać w tych momentach, w których nie powinny. Szczególnie jak za mocno rzucimy kośćmi i później musimy wszystko zbierać z podłogi. Tak zdarzało się już to.

„Złom da radę!”

Gdy jesteśmy na planecie w fazie akcji możemy zakupić nowe karty sprzętu, modyfikacji, misji, zleceń, członków załogi i statków.

Do naszej gwiezdnej załogi mogą dołączyć droidy, różne stwory oraz Chewbacca krzyczący: RRWWWGG. Kto w ogóle ma go zrozumieć? Członkowie załogi dodadzą nowe specjalne zdolności i zwiększą szanse na wykonanie niektórych testów. Na początku możemy mieć tylko jednego załoganta, ale jak rozbudujemy nasz statek to zatrudnimy ich kilku.

Co do statków to na początku każdy z nas ma do wyboru dwa statki. Jeden z nich jest szybszy, a drugi odrobinę wolniejszy, ale za to bardziej opancerzony. Później będziemy mogli zakupić Sokoła Millenium i wiele innych statków, które znamy z filmów. Nowe statki będą posiadały lepsze statystki, większą przestrzeń na ładunek, członków załogi oraz swoje specjalne umiejętności i osobisty cel.

Bardzo podoba mi się rozwój w tej grze. Nie zapewnia on tylko pasywnych zdolności, ale też dodaje specjalne zdolności, które wpłyną na nas i na nasz statek. Zakupy będziemy też wykonywali na zasadzie barteru. Czyli nic nie stoi na przeszkodzie by zakupić blaster, a w przyszłości wymienić go na wibrotopór płacąc tylko różnice w cenie.

Mimo, iż mamy dosyć spory wybór kart to moim zdaniem jest ich trochę mało. Mamy 6 stosów kart. W każdym stosie jest tylko od 10 do 14 kart. Będziemy mieli też możliwość przerzucenia górnej karty na spód stosu co sprawi, że będą one dość często krążyć. Oczywiście im więcej graczy bierze udział w rozgrywce tym dzieje się to częściej. Jedynie spokojny jestem o nasze statki, których jest wystarczająca liczba, ale i tak wszyscy polowaliśmy na Sokoła Millenium.

„Nie próbuj. Zrób to. Albo nie. Nie ma próbowania.”

Zgodnie z tymi słowami mistrza Yody nie wahajmy się podczas wykonywania naszych rzutów. Wszystkie testy będziemy wykonać rzucając dwiema kośćmi. Kości są 8 ścienne i zawierają różne wyniki znajome dla wszystkich fanów Star Wars X-Wing. W zależności od tego czy mamy tę umiejętność lub nie to musimy liczyć na różne wyniki. Jest dość losowo, ale umiejętności bohaterów, nowy sprzęt jaki zdobędziemy trochę ratują sytuację. Osobiście mi to nie przeszkadza, bo czuje się jak bym grał w RPGa i rzucał test np. na skradanie lub test perswazji.

W grze będziemy też mieli dostępne karty danych. Na początku każda postać weźmie jedną z nich i określi to nasze miejsce startowe oraz różne warunki początkowe. W czasie rozgrywki będziemy też dobierać nowe karty z tego paragrafowego stosu. Każda karta jest oznaczona od 1 do 92 i w zależności od naszych wyborów będziemy musieli zabrać kartę o danym numerze i przeczytać tekst, który się tam znajduje. Pomiędzy numerem 53 a 90 następuje spora przerwa tak ja po mojej wyrwanej szóstce. Oczywiście zostało to wszystko zaplanowane pod dodatek, który już niedługo pojawi się na horyzoncie. Co do samych kart to po kilku partiach można łatwo wszystko zapamiętać co na nich jest. Udowodnił to Piotr, który praktycznie mógł cytować co było na nich zapisane.

Kończąc nasz ruch na planecie lub przestrzeni kosmicznej będziemy rozpatrywać karty spotkań. Będą one prowadziły do jakiejś ciekawej interakcji, a tajne karty będziemy mogli później wykorzystać w dogodnych dla nas warunkach. W tej recenzji nie mógłbym też nie wspomnieć o moim ulubionym polu czyli o tym jednym wyjątkowym czerwonym wirze. Zatrzymując się tam będzie rozgrywać kartę spotkań i będziemy musieli zdać test. Jeżeli uda nam się to rozegramy dodatkową turę. Jeżeli poniesiemy porażkę to z reguły stanie się coś złego. Fajnie, że można tak kusić los. Młodemu Hanowi jakoś się to udało.

Misje chyba najbardziej przypadły mi do gustu. Posiadały one opis fabularny i zmuszały nas do wykonywania kilku testów pod rząd. Z reguły przedstawiały jakąś złożoną interakcję jak np. porwanie frachtowca czy skok na kasyno. Ta seria testów sprawia, że czytamy dalszy postęp i pozwala to jeszcze bardziej się wczuć w klimat Gwiezdnych Wojen. Choć inni gracze mogą być trochę zniecierpliwieni czekając na swoją turę i patrząc jak próbuję naśladować Jar Jar Binksa.

To nie są droidy, których szukacie.”

Zlecenia polegają na znalezieniu jakieś postaci ze świata gwiezdnych wojen. Możemy skrócić jej żywot lub wziąć ją w niewolę i dostarczyć na którąś z planet by dostać większą nagrodę. Niestety nie jest to takie proste jak w książce gdzie jest Wally. Każdy poszukiwany ma swój kolor, ale nie wiemy gdzie się znajduje bo na początku wszystkich losowo rozkładamy na planszy. By znaleźć nasz cel musimy lecieć na planetę, który posiada kolor tego tokena i w fazie spotkania obrócić go. Może natrafimy na poszukiwanego, a może będzie to ktoś zupełnie inny. To jest taka loteria i sprawia, że zlecenia nie wydają się takie opłacalne. Choć zawsze możemy wejść w interakcje z tą osobą i może stać się np. naszym członkiem załogi. Gorzej jeżeli inny gracz ma zlecenie na tą postać. Wówczas przechodzimy do walki.

„Teraz, młody Skywalkerze, umrzesz.”

W grze będziemy walczyć z innymi bandytami, patrolami statków i czasami pomiędzy sobą. Walka dzieli się na tą bezpośrednią gdzie walczy nasza postać i na kosmiczną gdzie atakujemy naszym statkiem. Nasza wartość na czerwono określa iloma kośćmi rzucamy, a na żółto ile obrażeń możemy przyjąć. Obrażeniami wymieniani się jednocześnie, a remisy wygrywa atakujący. Może też się zdarzyć, że jednocześnie siebie ogłuszymy i każdy będzie musiał w fazie planowania odpocząć. Walka jest dość przyjemna i przyznam szczerze, że oprócz misji sprawiała mi chyba największa frajdę. To uczucie kiedy udało nam się zaatakować przeciwnika jest bezcenne. Jednak nie nastawiajmy się tu na ciągłe konflikty, pościgi i wybuchy. Walka będzie tylko opłacalna jak ktoś będzie posiadał nasz cel lub będziemy chcieli zarobić trochę kredytów pokonując patrol którejś frakcji.

W grze są dostępne 4 frakcje. Są to Huttowie, Syndykat, Imperium i Rebelia. Nasza reputacja w tych frakcjach będzie wzrastać lub maleć. Nasz poziom będzie określała ta „konsoleta didżejska” po prawej stronie naszej planszy gracza. Dzieli się ona na 3 poziomy i w zależności od tego, na którym jesteśmy to będą się działy różne rzeczy podczas zadań i wydarzeń dostępnych w grze. Nasza reputacja wpłynie też na spotkanie z patrolami tych frakcji. Jeżeli będzie ona negatywna to będziemy musieli z nim walczyć, ale przynajmniej dostaniemy za to kredyty, a nawet sławę. Miłe urozmaicenie, które jeszcze bardziej sprawia, że mam ochotę ponownie obejrzeć wszystkie filmy.

„Ten statek doleciał na Kessel w mniej niż 12 parseków”

Gra jest dość długa i moim zdaniem bardzo wolno się rozkręca. Normalnie rozgrywka powinna trwać, aż któryś z graczy zdobędzie 10 punktów sławy. Polecam zagrać, krótszy wariant, który trwa, aż któryś gracz zdobędzie 8 punktów. Bo z reguły z kart otrzymujemy 1 punkt, a czasami dwa. Po drodze musimy jeszcze się rozwinąć, przebyć spory dystans i zrealizować nasze wszystkie przesyłki. Punktów też za dużo nie będziemy zdobywać. Bywało tak, że przez godzinę gry każdy z nas zyskał tylko po 2 punkty bo akurat tak się ułożyły karty. Rozgrywka dwuosobowa trwała tak z reguły 2 godziny co jak najbardziej mi wystarczyło. Im więcej graczy będzie uczestniczyło w tym pościgu punktowym tym dłużej będziemy czekać na swój ruch i rozgrywka będzie tak długa jak marudne wywody C-3PO. Wszystko to też zależy od innych łowców nagród. W naszej pierwszej grze kolega dosłownie nie opuścił prawej części mapy bo trafiały mu się same cele z tego rejonu. W innych lataliśmy jak szaleni i staraliśmy się znaleźć najbardziej opłacalne połączenia.

„Chewie, jesteśmy w domu”

To nalataliśmy się, porzucaliśmy sobie kośćmi i jestem gotowy by to wszystko podsumować. Zewnętrzne Rubieże zapewniły mi fenomenalny klimat gwiezdnych wojen. Rozgrywka jest dość przyjemna i mamy masę możliwości rozwoju oraz zdobywania sławy. Gra jest bardzo regrywalna dzięki wielu różnym czynnikom i zapewnia inną rozgrywkę za każdym razem.

Choć z drugiej strony jestem bardziej skonfliktowany niż sam Kylo Ren. Mamy dość nierówne postacie, trochę przydługawą rozgrywkę, nikłą interakcję pomiędzy graczami i niewielką liczbę kart. Jeszcze to nie jest moment, w których chce zabić Hana Solo, bo wiem, że niedługo pojawi się dodatek.

Podsumowując mam dobre uczucia co do tego, że jest to najlepsza gra ze świata Gwiezdnych Wojen w jaką kiedykolwiek grałem. Spełnia ona wymagania radosnego fana, który lubi wydawać dźwięki blasterów piu piu i rzucać cytatami z filmów.

Niech Moc będzie z Wami”

Więcej informacji o grze

 


Komentarze (0)

Zaloguj się , aby móc dodać komentarz do artykułu