DanielBrzost

w serwisie od: 15-08-2021 r.
Napisz wiadomość

Statystyki:

28
ocenionych gier
28
napisanych opinii
3
polubień opinii
27
gier na półkach

Oceny Użytkownika (28)

Cel: zdobyć trzy karty celów z pięciu.
Cel... uświęca środki.

Moralność trzeba zostawić na powierzchni, bo w Głębi jest zbędnym balastem.

Nurkujesz po kolorowe kostki skarbów, za kóre kupisz upragnioną kartę celu, o ile ten drugi cię nie wykiwa.

Zanurzasz się na czterech kafelkach ułożonych naprzemiennie głęboką i płytką stroną. Kiedy zostaną wydobyte wszystkie kostki z płytki, jest ona odwracana na drugą stronę i po kolejny zestaw płyniesz już na innych zasadach.

Płytki zawierają rosnąco od jednej do czterech kostek. Żeby zgarnąć łup trzeba dołożyć odpowiednią ilość kart pasujących kolorem. Suma wartości kart określi zwycięzcę, który wynurzy się z nagrodą. Na głębinie wygrywa ten, który ma uzbierane po swojej stronie więcej od rywala, a na płyciźnie jest odwrotnie.

I teraz twist, który zmienia tą kąpiel w pływanie z rekinami. Możesz dorzucać karty po stronie przeciwnika. Potrzebujesz ostatniej niebieskiej kosteczki, a leży taka samotna na płyciźnie, to wrzuć mu tam niebieską trzynastkę i bądź pewien, że już nic nie zrobi. Ale co się dzieje, kiedy ty połasiła się na niebieską, on sprzedał ci żółtą dwójkę na głębinie. Kiedy ty weźmiesz niebieską, jak dołiżysz po swojej stronie byle jaką błękitną kartę, to ten drań zgarnie żółtą i czerwoną. Tutaj każdy ruch się liczy, a wszystkie karty liczysz dwa razy. Nie da się dwa razy wskoczyć do tej samej płytki.

Nurkujesz za pomocą ręki ośmiu kart. Wykładał jedną i dobierasz jedną. Musisz dołożyć pod kolor kostki. Jeśli nie masz możliwości wykonania ruchu, odkrywasz rękę i w ramach swojej akcji dociągasz nową ósemkę. I płyniesz po skarby.

Mała, sprytna, wredna gra.
Uwielbiamy.
07 grudnia 2021, 16:26
W Monster City dobierasz budynki do swojego miasta, żeby zapunktować i starasz się za wszelką cenę nie dobrać karty potwora który psuje ci architekturę. I grasz na przeczekanie, żeby potwora musiał dobrać kto inny.

Rzecz w tym, że każdy potwór ma apetyt na inny zestaw budynków. Za wizytę potwora dostaje się odszkodowanie, a za kasę stawia się nowe budynki. Tak, tę grę napędza potworomobile! Tak naprawdę chcesz, mieć potwora w mieście, żeby popsuł budynki, których nie potrzebujesz, a ty zadzwonisz do ubezpieczyciela po finanse. Ten system działa tak sprawnie, że rekompensata należy się nawet jeśli potwór nic nie zniszczył. Hmm... czyżby darmowa kasa? 🤔

Finansowanie rozwoju miasta jest tu proste jak drut do zbrojenia żelbetonu. Jeden wybrany budynek kosztuje jeden pieniądz. To się świetnie składa, bo odszkodowanie, to też dokładnie jeden pieniądz. Żetony forsy są tak fajne, że chciałoby się mieć ich więcej niż dwie sztuki, ale nie można, więc jest przymus inwestowania. To dobrze, bo interes musi się kręcić.

Jak się robi punkty na potwornej patodeweloperce? Bajecznie prosto. Każdy to potrafi!
Bierzesz kartę budynku z wystawki płacąc piniądz lub bierzesz wybranego potwora i dostajesz piniądz. Albo raz na grę nie robisz nic, bo każdemu należy się odrobina wolnego. Wtedy z wdziękiem kogoś innego pakujesz na minę.
Cztery razy w trakcie rozgrywki zostanie dociągnięta karta punktowania. Kiedy już do tego dojdzie, każdy wybiera jedną z czterech kategorii, w której chce zebrać punkty. Z czasem liczba dostępnych opcji maleje, aż trzeba się zmierzyć z konsekwencją poprzednich wyborów. Można grać z planem, można grać koniunkturalnie.Da się tak i tak.

Monster City to gra o pakowaniu znajomych na minę wielkości godzilli.
07 grudnia 2021, 15:18
- Iwanie Iwanowiczu Iwanow, jak się wam żyje? Zrowiście?
- A zdrowym, zdrowym. Bóg zapłać.
- Co porabiacie?
- Czerwoną Katedrę Carowi Miłościwemu stroimy tu piękną jak sen jaki złoty.
- Długo wam się z tym zejdzie?
- A komu to wiedzieć? Budulec zbieramy kostkami z takiego koła czterech pór roku i nie znasz dnia, ani godziny, kiedy ci los ześle okazję, żeby jakie cegły w ręce wpadły.
- To jak w takiej imperialistycznej grze Catan, co ją za kilka stuleci wynajdą Germanie?
- Tu jest ciekawiej. Leżą kostki na polach takiego rondla. Bierzesz dowolną z nich. I ruszasz ją o tyle pól, ile jest na niej oczek. Gdzie wyląduje, tam bierzesz surowiec, albo ruble i możesz z bonusowego akcji z karty wpływu skorzystać. Im więcej kostek na takim polu, tym więcej budulca zgarniasz.
- Nie brzmi to zbyt dziwnie. Nawet jak na rondel.
- Nie słyszeliście jeszcze najlepszego. Po skończonym ruchu, przerzucasz wszystkie kości z tego pola coś na nim wylądował.
- O, do czarta! Jak kto planował swój kolejny ruch jedną z tych kostek...
- To ma poplanowane. Ale kostkę swojego koloru lub białą można rublami pogadać, a za prestiż da się przerzucić wszystkie kostki z jednego pola. Idzie wyżyć.
- Co jeszcze ciekawego na tej waszej budowie.
- Że jak się wybiera kartę do zbudowania, to bierze się bonus, co go można dodać do jednego koloru kostek i mieć dodatkowy budulec, punkty uznania, albo zebrać surowiec z pola, gdzie inna kość stoi. Sprytne to. Losu i tak nie oszuka, ale człowiekowi pomoże.
- I podoba się wam na budowie?
- Nie narzekam. Car nie pozwala.
- Iwanie Iwanowiczu, a tak od serca, szczerze, to jak wam się Czerwona Katedra widzi?
- Ja lubię, kiedy gra mnie stawia przed zaskakującymi okolicznościami i muszę sobie z nimi poradzić, kombinując jak koń pod górę. Tak jest z tymi kostkami na rondlu. Do swojego ruchu trzeba podejść na trzeźwo i rozważyć, jak wykorzystać to, co los dał.
- A zagralibyście jeszcze raz?
- A z miłą chęcią.
10 listopada 2021, 14:17
- Rozmawiamy dziś z mistrzem Gutenbergiem o grze planszowej Gutenberg, co opowiada o narodzinach drukarstwa.
Mistrzu, czy w planszówkach też czeka nas rewolucja?
- Panie skrybo szanowny od dobrego euro oczekuję, że przy zbieraniu punktów sławy zapewni mi uczciwą rozrywkę i godne wyzwanie, żebym od gry wstał ukontentowany, czy wygram, czy komu pola ustąpię. I takim też Gutenberga znajduję.
- Jak wam się widzi wykonanie planszówki jako ekspertowi?
- Sam bym lepiej tego warsztatu drukarskiego nie urządził. Plansza jest bardzo dobrze zorganizowana, czytelna, wielce graczom pomocna. Zilustrowana gustownie, powściągliwie, że raduje oko. Człek przy niej z przyjemnością bierze się do uczciwej roboty.
Śliczne puzderka na komponenty utrzymują ład w pudełku. Ruchome zębatki takoż trafiły w me gusta jako konstruktora oraz inwentora. A już drewniane czcionki to istne cacuszka. Wielce jestem kontent z wykonania gry. Dobre to rzemiosło.
- Powiedzcie, czy tak z natury mechaniczna przecie gra może klimatem przekonać do siebie niedzielnych graczy?
- Nie sama szata graficzna zdobi dobrą grę. Winna ona bawiąc uczyć i odpowiednio dać rzeczy sprawiedliwość. W Gutenbergu odnajduję najważniejsze cechy mojego fachu znakomicie odwzorowane. W dobieraniu i składaniu zamówień liczy się tekst w ilości i rodzaju czcionek wyrażony oraz farby, zdobienia, a takoż poziom kunsztu konieczny do ukończenia dzieła. Dobry fachowiec winien stale się doskonalić, tak też dzieje się podczas rozgrywki, gdy musowo jest podnosić swoje kwalifikacje we wszystkich aspektach drukarskiego kunsztu. Montowanie zębatek w warsztacie cieszy mnie jak dziecko i szampańsko się bawię kręcąc nimi. Wreszcie obecność mecenatu podczas gry zacnie oddaje ducha epoki. Bądźmy szczerzy, bez sponsorów z żadnego prospektu profitów nie będzie. Polecam zapoznać się z notkami o sławetnych drukarkach, które sporo zawierają ciekawostek.
- Przejdźmy do sedna. Jak oceniacie rozgrywkę okiem mistrza w materii, której gra dotyka?
- Najsamprzód rzeknę o fazie planowania, w której gracze układają harmonogram pracy w turze. Każden drukarz za przesłoną przydziela kostki do wybranej akcji, a kto więcej ich przypisze do danej czynności, ten ją najprędzej wykona. Nachwalić się nie mogę takiego sposobu zorganizowania przebiegu rozgrywki, albowiem przebiega ona bardzo płynnie.
Gdy już przychodzi co do czego, gra aż sama się prosi, żeby zdrowo sobie poużywać srogo kombinując, jak tu najlepiej użyć dostępnych narzędzi, aby w tej rundzie wyjść na swoje. Taktycznego trza tu pomyślunku.
Sześć tur zdaje się mijać bystro, mimo że w klepsydrze przesypuje się piasku tak na dwie godziny. Najważniejsze, że wszyscy wiedzą, co robią i dobrze się bawią, nie ważne młody czy stary, mistrz czy czeladnik.
- Cóż tedy powiecie tytułem podsumowania?
- Gdyby Gutenberga nie było, musiałbym go samemu wynaleźć. Znajduję go bardzo satysfakcjonującą grą średniej ciężkości, co trafi w gusta wielu i często będzie gościć na stołach.
10 listopada 2021, 13:23